Sama nie wierzę, że to się dzieje. Byłam przekonana, że do blogowania już nie wrócę. Przez te dwa lata, które upłynęły od napisania ostatniego posta, zmieniło się w moim życiu tak wiele, że spokojnie byłby z tego materiał na powieść w odcinkach. Nie chcę jednak zabawiać Was teraz opowieściami z mojego życia, a pokazać, że jestem, nie złamałam się i dalej odtwarzam wzory rękodzielników - artystów.
Tym razem, na moje druty (ha! i to jest zmiana, o której powiedzieć muszę - na stałe się z nimi przeprosiłam i wręcz mnie pochłonęły, a szydełko poszło w odstawkę) trafił włoski tweed ze wspólnych facebookowych zakupów, z którego powstał mój pierwszy żakardowy sweter - Anoushka, ze wzoru autorstwa Reginy Moessmer.
Dziergadło powstało na drutach 3,25 mm (sweter) i 2,5 (ściągacz swetra, ściągacz na rękawach, obrobienie dekoltu).
Tym razem, łamiąc swój zwyczaj, zrobiłam próbkę. Druty dobrałam tak, by łapać się na gauge wskazany w projekcie. Byłam z siebie taka zadowolona - wreszcie robię wszystko tak, jak należy. Nie wpadłam tylko na to, żeby swoje wymiary dopasować z rozmiarami swetra w projekcie. Stwierdziłam, że L pewnie się nada. Taaaaa, amerykańskie L... W efekcie znów mam oversize. Ale kurde, podoba mi się!
Największym wyzwaniem był dla mnie żakard - Anoushka to moja pierwsza przygoda z wrabianym wzorem. Projektantka sugerowała, żeby przy żakardzie zmienić druty na nawet rozmiar większe. Spróbowałam - dziury. Zapytałam niezawodnych dziewczyn na Dzianej Bandzie, dostałam błogosławieństwo dla niezmieniania drutów i zaczęłam szukać tutoriali, które powiedzą mi, jak wrobić wzór tak, aby nie był za ciasny. Złota rada? Odpowiednie i konsekwentne prowadzenie nitek. Główną - na dole, wrabianą - na górze. Podobał mi się też patent z przerabianiem jednej nitki kontynentalnie a drugiej wyspiarsko. Pokombinowałam i żakard wyszedł tak, że nic się nie ściąga i nie zbiega.
Chociaż główną rolę dziś z pewnością odgrywał sweter, to jednak nie można pominąć aktora drugoplanowego - miejsca, w którym powstały zdjęcia. Dobków - wieś jakich wiele w Sudetach. Jednak w tej jest coś magicznego - niesamowita siła ludzi, którzy połączyli swoje siły, pasje i środki i zrewitalizowali wieś, dając jej drugie życie i czyniąc z niej atrakcję turystyczną. Położona w Górach Kaczawskich miejscowość oferuje nam nie tylko świetne miejsca na noclegi i posiłki (Villa Greta), ale też bogatą ofertę edukacyjną (Sudecka Zagroda Edukacyjna - wiecie, że w Polsce były wulkany?!) i warsztatową (warsztaty ceramiczne, warsztaty geologiczne - poszukiwanie i obrabianie agatów).
A w Chrośnicy, kilka kilometrów od Dobkowa, mieści się Muzeum Tkactwa i Naturalnego Barwienia Tkanin - toć to raj dla każdej dziewiarki!
Podsumowując- jestem, wróciłam i chcę tu zostać.
Jeśli komuś mnie mało - zaglądajcie na fanpage na Facebook'u. Tam bywam zdecydowanie częściej :)
no padłam,sweter super,włóczka cudna,kolor przepiękny :)!!!;
OdpowiedzUsuńja się boję żakardu,że aż strach myśleć;)
Nie ma czego - w internetach wszystko jest! znalazłam masę tutoriali pokazujących, jak dobrze zrobić żakard. Poszukaj pod fair isle knitting :)
Usuńdzięki za odpowiedź,myślisz,że bez znajomości języka dam radę?
Usuńna youtubie masz ich masę - wystarczy patrzeć :)
Usuńcudny żakard! Jeszcze nie próbowałam robić po "wyspiarsku"ale może skuszę się przy następnym wyrabianiu wzoru.
OdpowiedzUsuńSzkoda że warsztatów z barwienia wełny tam nie prowadzą, bo na pewno bym się tam udała. Miłego blogowania!
myślę, że teoria do wełny i tkaniny niewiele się różni. a może się mylę? jakiś ekspert od barwienia coś podpowie? :)
UsuńSuper, do żakardów mi daleko, podziwiam!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńdziękuję!
Usuń