W zeszłym tygodniu niestety mi się nie udało. Byłam zbyt zaaferowana wykańczaniem sowiego kocyka, którego początki pokazywałam Wam zaczynając się bawić z Maknetą. Gotowy kocyk, z którego jestem niesamowicie dumna, możecie zobaczyć tutaj - klik!!!
W tym tygodniu zaś mocuję się z kolejnym kocykiem, tym razem mniejszym, docelowo do wózka. Jego zaczątki - zakupione na ten cel włóczki, pokazywałam poprzednim razem.
Kocyk dziergam wzorem, którym zachywcałam się w tym poście. Szczerze? W trakcie robótki zapał trochę mi ostygł. Wzór jest łatwy, przyjemny, ale jakoś nie pochłonął mnie tak, jak się tego spodziewałam. W jednym miejscu ciut go zmodyfikowałam, bo mnie zdenerował - ale o tym napiszę już jak będę się chwalić gotowym wyrobem,
Książkę też trochę męczę. Nie to, że jest nudna - tylko jakoś tak nie wciąga, nie potrafi zatrzymać przy sobie na dłużej. W "Bostończykach" Henry James dokonuje analizy społeczeństwa amerykańskiego końca XIX w., w którym, pomimo zakończenia wojny secesyjnej, ścierają się konserwatywne poglądy z nabierającymi rozpędu doktrynami emancypacyjnymi. Jedno jednak mi się w niej podoba - trochę takie "dostosjewskie" budowanie portretu psychologicznego każdej postaci. Jednak chyba książka ta nie trafiła na dobry czas w moim życiu. Wolałabym poczytać coś innego. Mam jednak dość kłopotliwą przypadłość - nie mam zwyczaju zostawiać książki niedokończonej. Więc tak z sobą walczymy. Dobrze, że kolejne zaplanowane do przeczytania pozycje zapowiadają się lepiej :)