wtorek, 28 sierpnia 2018

Otulona w luksusy - Kate od Libby Jonson

Urlop! Mój pierwszy w życiu prawdziwy urlop! Ale niech Was to nie zwiedzie - wcale nie mam 20 lat i nie zaczynam dopiero zawodowej drogi. Po prostu, do tej pory, od początku studiów, każde jedno lato spędzałam na nauce (cóż, nie byłam pilną studentką i co roku uczestniczyłam w kampanii wrześniowej - było przecież tyle ciekawszych rzeczy do robienia w trakcie semestru!). Potem przyszła aplikacja i nauka do aplikacyjnych kolokwium, co zostało zwieńczone zeszłorocznym egzaminem, do którego przygotowania skonsumowały mi cały urlop wypoczynkowy. Zatem rok 2018 jest pierwszym rokiem od roku 2008, gdzie mogłabym urlop zaplanować tak jak chcę i gdzie chcę. Choć też nie do końca - środki finansowe na wyjazdy wstrzymane, bo kończymy budowę domu. Ale przynajmniej nie muszę się na urlopie uczyć!

Na szczęście lato odpuściło - temperatury wróciły do akceptowalnego przeze mnie poziomu ~20-kilku stopni, co też pozwoliło na sfotografowanie kardiganu, który już od dłuższego czasu czekał na zdjęcia - Kate od Libby Jonson.

Kate był jednym z dwóch wzorów, dla których jeszcze w przedsprzedaży zamówiłam czwarty numer Laine Magazine. Pierwszym był Eri od Isabell Kraemer, który prawie zrobiłam.  Pulower ten okazał się moją dotychczasową największą dziewiarską porażką - zrobiłam całe body z single tweed'u i coś mnie tknęło, żeby zblokować sweter przed rękawami. I klops - wszystko się zlało. Wzór wyszedł zupełnie płaski, a wierzcie mi, płaskie warkocze nie są fajne. Nie idźcie więc tą drogą i trzymajcie single tweed'y na mniej przestrzenne wzory.


Sweter zrobiłam z cudownej mieszanki merynosa (60%) i kaszmiru (40%) w pięknym, cyklamenowym kolorze. Co za luksus! Sweter jest przemilusi, mięciutki, puszysty, najchętniej bym w nim zamieszkała! Włóczka świetnie nosi wzór, sama też wiele potrafi znieść. W swetrze tym dwa razy przemokłam do suchej nitki, co nie zrobiło na nim żadnego wrażenia :) I dobrze, bo chyba bym się zapłakała, gdybym miała spisać go na straty przez brak parasola w torebce. 


Kate to mój pierwszy kardigan, musiałam więc się przy nim zmierzyć z kilkoma nowościami. Pierwsza - listwy na dziurki i guziki.  No cóż, ten element mnie nie do końca satysfakcjonuje. Listwy nie wyszły mi najrówniejsze, guzików też nie przyszyłam super równo, dodatkowo dziurki są troszkę za duże w stosunku do guzików. Udaję, że tego nie widzę :) Za to jestem bardzo zadowolona z podejścia do "set-in-sleeves" - rękawów dobieranych od krawędzi podkroju pod nie (chyba tak to mogę opisać). Myślę, że wyszło mi to dość równo i estetycznie. 


Świetnie się bawiłam przy początkach robienia tego swetra - cała masa kruczków konstrukcyjnych! Sweter zaczynamy robić od osobnego tyłu, modelowanego rzędami skróconymi, który robimy aż do podkroju pach. tu też pierwszy raz wykorzystałam "provisional cast on" - rozpoczynanie robótki na łańcuszku robionym na szydełku, który po spruciu pozwala na nabranie oczek i robienie "w przeciwną  stronę" - w ten sposób do tyłu dołączało się panele przodu. Fajna zabawa! Sama dalsza robota też nie była nudna - morze prawych oczek na końcach przełamywał wzór, nie było więc nudy.

A już za 3 dni... DRUTOZLOT!! Moja pierwsza edycja! Jedziemy z Mamą do Torunia już w piątek, zatem jeśli organizujecie się z czymś dzień wcześniej - dajcie znać! Jestem pełna ekscytacji i już się cieszę na te wszystkie spotkania. Robię też notatki - plan na nieprzepuszczenie wszystkich oszczędności jest taki, że wybieram projekty, na które chcę kupić włóczki w Toruniu. Zobaczymy jak wyjdzie! Na wszelki wypadek planuję zabrać ograniczoną ilość gotówki a karty zostawić w domu. Z kim z Was się widzę w sobotę? :)

4 komentarze:

  1. Bombowy kolor! Pięknie ci w tym kardiganie, lubię takie klasyki.
    Zazdroszczę wyjazdu do Torunia, baw się dobrze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Kolor mnie obezwładnił. Zazwyczaj noszę rzeczy szaro-brązowo-biało-granatowe, lubię jednak zaszaleć z wierzchnik okryciem ☺

      Usuń
  2. Sweter wyszedł śliczny! Kolor przepiękny! Rękawy wrobiłaś idealnie. A listwy nie czepiałabym się, wyszła dobrze:)Zrobiłaś luksusowy cardigan.
    Drutozlotu zazdroszczę, zabrakło mi paru dni w Polsce, żeby wziąć w nim udział. A tak, dzisiaj nad ranem wylądowaliśmy w naszym wilgotnym ciepełku.Pozdrawiam ciepło i życzę trzymania kasy na wodzy, chociaż fajnie jest poszaleć(może jednak?). Też nie wróciłam z Polski pustymi walizkami:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ciągle ta listwa w oko kłuje, ale dzięki za miłe słowo! Kasa na wodzy trzymana nie była - specjalnie nie kupowałam włóczki od marca (!!!), żeby odłożyć jedynie na Drutozlot. I tak miałam za mało - tyle cudowności musiałam tam zostawić! Już zakładam skarbonkę na przyszły rok! ☺

      Usuń