niedziela, 30 sierpnia 2015

Offtop - niedzielna błogość.

Dziś nie będzie wzoru. Wiem, że miał być. Ale dzień taki piękny był. Szkoda było mi czasu na szukanie czegoś ciekawego i dzierganie. Nie gniewajcie się.

Uwielbiam takie dni. Nie trzeba nigdzie gonić, mężowi nie dzwoni budzik, za oknem świeci słońce. Trzeba więc uciec z bloku. Decyzja o tym, jak spędzimy niedzielę zapadła jeszcze w środku tygodnia - biegniemy na piknik.

Upiekłam ciasto ze śliwkami. Wczoraj wieczorem pachniało więc w domu tymi zapowiadającymi jesień owocami. Na szczęście jednak dziś nie zabrakło lata. Nawet obiad na wynos zrobiłam. I lemoniadę z arbuza - Arbuziadę też. Rozlaliśmy to orzeźwiające cudo do butelek z patentowym zamknięciem, zapakowaliśmy cały majdan, złapaliśmy Tosię i jej zabawki i wybyliśmy z domu.

Wrocław jest miastem cudownym. Wybór miejsca na piknik nie był więc łatwy. Tosia od rana marudziła. Licząc się więc z tym, że konieczny może okazać się ekspresowy powrót do domu, wybraliśmy miejsce blisko domu. Padło na Park Południowy.



W parku tłumy, aż kolorowo od tych wszystkich ludzi. Z każdej strony na kocykach rodziny z maluchami, lokujące się po dwie, trzy, na jednym kocu. W takich chwilach żałuję, że moje koleżanki o dzieciach jeszcze nie myślą. A te co dzieci mają, są niestety daleko. Jakby przyjemnie było dzielić taką niedzielę z inną, młodą rodziną. Ale we trójkę też było cudownie. Zresztą, inaczej być nie mogło, skoro Kruszyna była z nami.



Przez moment żałowałam, że udzierg została w domu. Ale tylko przez moment. Kiedy po bojach i walkach Antosia wreszcie zasnęła (bo czemu niby mam spać rodzice, jestem na pikniku, tu jest tak fajnie, sami śpijcie) pozwoliłam swojemu Mężowi na coś, na co zwykle się nie zgadzam - na robienie mi zdjęć. Aparat mnie gryzie, serio. Ale Ślubnemu tak zależało, ma nową zabawkę, obiektywy, przejściówki, cuda na kiju - no dobrze, niech robi. Znosi moje humory, ja zniosę aparat.

Jak tu być poważną kobietę i stateczną matką, skoro fiu-bździu wciąż z człowieka wyłazi?



1 komentarz: