środa, 25 listopada 2015

Wspólne dzierganie i czytanie (10) - Zahaczona przepadła i plany czytelnicze na końcówkę roku

Przepadłam. Choć jeszcze jakiś czas temu zarzekałam się, że ja na drutach robić nie będę, bo nie lubię, denerwują mnie, szydełko lepsze i w ogóle, teraz kornie chylę głowę. Przepadłam z kretesem. W domu piętrzy się pranie od wyprasowania, nie mówiąc o garach w kuchni i kartonach za małych Tosinych ciuszków do sfotografowania i wystawienia - ja zaś dziergam. Tempo mam takie sobie, ale czego wymagać od człowieka, który gniewał się na druty z 10 lat? W ogóle będę musiała napisać satyryczny post "Jak zrazić się do robienia na drutach w 24 godziny" - bo moje początki wyglądały przekomicznie :)

Dzierga się Dropsowa Alpaca (szukajcie, teraz Drops ma u wszystkich sprzedawców promocję na włóczki z alpaką), a z Dropsowej Alpaci dzierga się Poolside. Więcej o tym dziergadle z pewnością niebawem.

Czytelniczo bida - poprawi się, jak ktoś zabierze mi druty :) Dziś skończyłam "Jaśnie Pana" J. Cabre, o którym pisałam przy okazji ostatniego WDiC. Po raz kolejny Cabre mnie nie zawiódł. Może nie było takich wzlotów i uniesień, jak przy poprzednich czytanych przeze mnie książkach autora, ale w tej było coś, co jest mi bardzo bliskie - prawo. Co prawda do ostatnich stron musiałam czekać na przepiękną definicję prawa skonstruowaną przez autora (przewrotnie stawiającą prawników w nienajlepszym świetle, ale jaką trafną), ale i tak lektura była cudowna. Na zdjęciu zaś pokazuję Wam moje czytelnicze plany na końcówkę roku. "Szczygieł" był jakiś czas temu hitem na blogach i grupach książkowych. "Czas Beboka" skusił mnie opisem. Może odczaruje dla mnie Baboka (bo u nas straszyło się babokiem, nie bebokiem)?

Nie mogę też odpuścić sobie podzielenia się z Wami zawartością kubko-miski (tak mam, lubię jeść zupy z dużych kubków, zamiast misek czy głębokich talerzy). W takie paskudne jesienne dni, którym bliżej już do zimy i lata, nic tak nie koi moich zmysłów jak treściwa, ciepła (broń Boże gorąca!) zupa. Zróbcie sobię Karmuszkę i cieszcie się smakiem czegoś pomiędzy zupą gulaszową, fasolową a kapuśniakiem. Bajka!

AAAA, tyle minut bez drutów! Koniec tej pisaniny, bo już mnie ręce świeżbią :)

5 komentarzy:

  1. Cha, cha, witaj w klubie "osób porzucających szydełko na rzecz drutów" , sama zaczynałam od szydełka, jednak druty kompletnie mną zawładnęły, tak jest do dziś, czasami próbuje wskrzesić moją miłość do szydełka, jednak na próżno, już nawet nie umiem, nie sprawia mi tyle przyjemności co dzierganie drutami:) Nie zabieram więc cennego czasu i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powroty...rozumiem, ja w tym roku powróciłam do drutów po 20-stu latach i dziergam namiętnie swetry.
    "Czas beboka" muszę się zainteresować, coś już mi się obiło w temacie.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na wiosnę tego roku miałam powrót do drutów po ponad 12 latach... Kiedyś dziergałam swetry, dzisiaj raczej chusty i szale, bo swetrów nie noszę:)) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie momentem zwrotnym było odkrycie, że można robić swetry bez zszywania. Wcześniej miałam duże przerwy w dzierganiu, do dziś gdzieś mam na strychu parę swetrów w częściach, które nie doczekały się zszycia:) Teraz nie wyobrażam sobie, że przez dłuższy czas mogłabym nie dziergać. Do szydełka pozostał mi sentyment, ale już rzadko po nie sięgam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, skąd ja to znam. Jak nie wyszywam swoich matematycznych kartek, to nie wyszywam, ale gdy już zacznę - domowe obowiązki idą w kąt, a i w pracy, przy mniejszym ruchu, ręce świerzbią, ale do pracy wyszywanek na szczęście nie biorę.

    OdpowiedzUsuń